..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Ogólne

   » Rozgrywka

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

          Statystyki
mieszkańcy online:

wędrowców: 0

Lubusz

Słowiański gród położony na zachodnim brzegu rzeki Odry, kilkanaście staj na południe od miejsca gdzie wpada do niej Warta. Główny ośrodek handlowy i najważniejszy lechicki fort od wyspy Wolin po Wrocław. Zbiegają się tu gościńce z północnej części Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i drogi z samego centrum państwa Lechitów – dawnych ziem plemienia Polan. Lubusz jest jednym z największych targowisk na zachodzie Władztwa Lechickiego, a zarazem grodem, w którym stoi około pięciuset wojów, głównie lechickich, ale także normańskich, a nawet pruskich, czeskich i ruskich. Tak duża siła wojskowa, której w każdej chwili mogą przyjść z odsieczą drużynnicy księcia Mieszka II z Międzyrzecza, Santoku, Poznania i Gniezna jest koniecznością. Lubusz jest grodem granicznym. Wielokroć przechodził z rąk cesarskich do mieszkowych, nie raz i nie dwa był oblężony. Nad tym bogatym grodem cały czas wisi cień Marchii Północnej i Marchii Łużyckiej. Każdy dzień może przynieść najazd, któregoś z baronów, każda wiosna może być początkiem nowej wojny. Lubusz jest pierwszym słowiańskim grodem, który stawi opór najeźdźcy.

O tych co przybywają z zachodu
Od strony Marchii Północnej do Lubusza prowadzi tak zwana Leśna Droga, którą przemierza większość kupców. Tuż przed samym Lubuszem łączy się ona z drogą z Marchii Łużyckiej. Oba ‘gościńce’ są nimi tylko z nazwy – Lechici celowo nie dbają o nie, by utrudnić przemarsze wrogich wojsk. Drogi są w istocie leśnymi ścieżkami szerokimi zaledwie na tyle by mógł przejechać nimi wóz. Otoczone są przez lasy, które bezustannie są przeczesywane przez drużyny słowiańskich łuczników. Żaden wóz kupiecki nie dotarł jeszcze do grodu nie doświadczając dociekliwości wojów lubuskich. Droga przez bory jest bardzo uciążliwa: nie ma wielu miejsc gdzie wozy mogą się minąć, brak polanek albo wiosek, w których można przenocować. Po zachodniej stronie Odry jest zaledwie kilka małych osad, a ludzie w nich mieszkający są bardzo nieufni wobec każdego kto przybywa z ‘tamtej strony’ granicy. Granicą w rzeczywistości jest sam las dookoła grodu, który Lechici uważają za swój – każdy cesarski zbrojny, który się tam zapuści może liczyć najwyżej na szyp.
Co dziwne nie zniechęca to kupców, którzy często przemierzają ten ‘gościniec’. Droga, mimo że trudna, jest jednak stosunkowo bezpieczna – zbóje po prostu boją się wyśmienitych lubuskich leśników, a dzikie zwierzęta bardzo rzadko napadają ludzi (chociaż nie było jeszcze kupca, który po drodze nie widziałby przynajmniej kilku mieszkańców tutejszych borów). Wozy przedzierają się przez kiepskie drogi wyładowane bronią, winami, wyrobami niemieckich krawców, szewców, cieśli, jubilerów i złotników, a wyjeżdżają pełne dobra, z którego państwo lechickie słynie: miodu, skór, dziegciu, znakomitego piwa, a także świetnych strzał i łuków, zbóż i szlachetnych gatunków drewna. Niektóre z tych wozów jadą dalej: do Międzyrzecza, a później Poznania i Gniezna, albo na południe do Wrocławia i Krakowa. Tych jest jednak mniej, znaczna część kupców poprzestaje na Lubuszu i boi się lub nie może podróżować dalej. Zresztą, wielu wystarcza to co jest. W głębi Cesarstwa za dobry słowiański łuk można dostać tyle co za miecz; na miód, skóry i dziegieć zawsze był duży popyt.
W zamian handlarze zostawiają w Lubuszu zachodnią biżuterię, broń, wino, ubrania, aksamity oraz... wieści. Tak samo wieści wywożą, ale tak naprawdę tylko dzięki nim Lechici mogą dowiedzieć się o tym co dzieje się w Cesarstwie, a to czasem jest bardzo ważne. Dość, że kupiec rzuci kilka słów o odkładaniu zboża w spichrzach przez któregoś z pobliskich baronów... kasztelan lubuski już będzie wiedział co ma robić i na co należy się przygotować.
Oprócz rozmaitych kupców i handlarzy od strony cesarstwa mało kto przybywa. Z rzadka przyjedzie jakiś najemnik lub kilku, którzy uciekając przed cesarskim prawem pragną schronić się na pogańskiej ziemi. Często taki zbrojny kończy w drużynie Skella Skellsona – normańskiego wojownika, który dowodzi lubuskimi najemnikami i zbrojnymi obcego autoramentu.
Ruch na Leśnej Drodze zmniejsza się znacznie w porze jesiennej przez duże opady deszczu. Wozy grzęzną w błocie, a ludzie mogą nawet paść w gorączce po kilkudniowym brodzeniu w głębokim na stopę błocie i popychaniu wozów wyładowanych towarem. W zimę handel zamiera niemal całkowicie – tylko prawdziwi bohaterowie (albo szaleńcy) odważają się na podróż do Lubusza w zimę. Przenikliwy ziąb, wilki, które z głodu potrafią rzucić się nawet na kilku ludzi, a co dopiero jakiegoś nieszczęśnika, który oddalił się od towarzyszy. Ale to nie wszystko. Noc się wydłuża, słychać wycie wilków, ludzie marzną i... boją się. To jednak jest ziemia pogan – każdej długiej zimowej nocy na trakcie skupiają się wokół ogniska zdjęci strachem, zziębnięci podróżni i szukają w cieple ognia ukojenia. Biel i ciemność... i ta świadomość, że jakaś ohydna poczwara z piekła rodem patrzy na nasze plecy.
Dopiero na wiosnę kupcy pojawiają się z powrotem. Znowu ruch powoli odżywa, nadchodzą wieści z Cesarstwa, czy zima na zachodzie była łagodna? Jeśli była to można się spodziewać, że jakiś baron może połakomić się na małą krucjatę, a kto wie? Może nawet sam cesarz zechce najechać Księstwo? Jeśli natomiast zima była ostra i długa to szanse na coś takiego są mniejsze. Tak czy inaczej, kiedy tylko śnieg zacznie się topić, a sople lodu cieknąć wodą to znaczy, że niedługo nadjadą kupieckie wozy i karawany. Dla mieszkańców grodu to pewne jak to, że po dniu nastaje noc.

Na wschód od Odry
Tuż pod ziemnym wałem i palisadą grodu jest łatwy do przejechania bród. Latem tylko, bo po wiosennych roztopach i jesiennych deszczach koryto Odry nabiera dużo wody, staje się bardziej rwące i brudne od wymytej ziemi. Wtedy przez rzekę trzeba przeprawiać się na łodziach, a i tak trzeba uważać na niesione prądem pnie drzew. Za kilka miedziaków można przepłynąć rzekę przy małej rybackiej osadzie zwanej Rzeczką (najpewniej taka nazwa utrafiła w poczucie humoru mieszkańców), położonej niedaleko w górę rzeki na wschodnim brzegu.
W Rzeczce mieszka kilka rodzin trudniących się rybołówstwem, około trzydziestu mężczyzn, bab i dzieci, cała osada składa się z pięciu dość dużych chat. Mieszkańcy Rzeczki składają swą daninę kasztelanowi w Lubuszu (podobnie jak cała okolica). Płacą oczywiście rybami, które urozmaicają posiłki wojów. Resztę ryb sprzedają, bądź odkładają dla siebie. Suszone ryby są ich główną dietą w miesiącach zimowych.
Na wschód od Rzeczki, dosłownie rzut kamieniem, ciągnie wzdłuż Odry droga od Wrocławia na południu do Cedyni i Szczecina na pólnocy. Droga Nadodrzańska, jak ją tutaj zwą, jest podobna do Leśnej, jednak jest nieco szersza i obfituje w wioski i osady, oraz wykarczowane polanki. Od tej drogi, na wysokości Rzeczki odbija trochę węższa, idąca w głąb lasu polna ścieżka. Jakąś godzinę marszu i znajdziemy się w wiosce zwanej Lesistą. Niegdyś była to osada drwali, teraz po wykarczowaniu dość znacznej polany, stoi tam około dziesięciu chałup i uprawia się żyto. Dalej jednak często słychać stuk siekier. W Lesistej żyje i pracuje pięćdziesięciu kilku ludzi. Do Lubusza odprowadzają część swych płodów oraz drzewo i deski. Jest tutaj nawet cieśla prowadzący niewielki przydomowy tartak.
Oprócz Drogi Nadodrzańskiej od Lubusza biegnie jeszcze jeden leśny ‘trakt’. Nie ma własnej nazwy i niczym nie różni się od Drogi Nadodrzańskiej – prowadzi do Miedzyrzecza, Poznania i Gniezna. Oba szlaki są często patrolowane przez konnych drużynników z Lubusza.
Na północ od Lubusza są jeszcze dwie wioski, każdy kto będzie podróżował do Cedyni musi je minąć. Pierwsza to Łączka, a druga Stryjany – w obu uprawia się ziemię oraz bydło. Są podobnej wielkości, każda liczy do czterdziestu lub pięćdziesięciu głów.

Gród
Sam Lubusz, jak już wspominałem, został zbudowany po zachodniej stronie Odry. Składa się z dwóch części: pierwsza to niski, zbudowany z nieociosanych kamieni zameczek otoczony takim samym murem; wokół tegoż muru są budynki przeznaczone dla wojów, spichrze i stajnie, a te są otoczone pojedynczym ziemnym wałem z palisadą. Druga część grodu jest jakby przyklejona do reszty. Także jest otoczona ziemnym wałem z palisadą, ale niższym. W razie potrzeby tę część grodu można opuścić bez uszczerbku dla obrony części właściwej – tej przeznaczonej dla wojów.
Ta druga część Lubusza to oczywiście chaty, targowiska, karczmy... innymi słowy gród. Do środka można dostać się tylko przez dwie bramy: zachodnią i wschodnią. Żeby wjechać do serca grodu, w której kwaterują książęcy wojowie, trzeba najpierw przejechać przez którąś z tych dwóch bram.
Część ‘miastowa’ Lubusza jest tylko trochę większa od ‘wojskowej’. Mieszka tu niewiele ponad siedmiuset ludzi, którzy nie są wojami na służbie kasztelana, bądź księcia. Gdyby nie bliskość Cesarstwa byłoby  nie do pomyślenia, że obok siedmiuset mieszkańców jest tutaj jeszcze pięciuset wojowników. Okolica, powiedzmy to sobie szczerze, nie jest w stanie utrzymać takiego garnizonu, dlatego patroluje się drogę do Międzyrzecza – bo stamtąd napływa wszystko bez czego Lubusz po prostu umarłby z głodu. Oczywiście kasztelan Sędziwoj zawsze pilnuje, żeby spichrze były pełne na wypadek oblężenia, ale i tak Lubusz jest uzależniony od dostaw jedzenia ze wschodu.
W tym ruchliwym, często odwiedzanym przez kupców grodzie jest kilka dobrych karczm, oraz duży, wyłożony drewnianymi okrąglakami, rynek. Takimi samymi okrąglakami wyłożono ulicę od jednej bramy do drugiej, przechodzi zresztą ona przez rynek. Przy rynku jest także brama do ‘wojskowej’ części Lubusza. Największym budynkiem w Lubuszu (nie licząc małego zameczku) jest stojąca na środku placu targowego świątynia Peruna – wojowie mogą udać się do świątyni swego opiekuna kiedy tylko chcą.
Na targu można dostać wiele produktów z chrześcijańskiej Europy. Zarówno broń i pancerze jak i wszelkie wyroby cesarskich rzemieślników. Dostępność tych produktów powinna być o jeden stopień wyższa niż podawana w podręczniku (jeśli dany produkt nie występuje na ziemiach słowiańskich, w Lubuszu będzie miał dostępność znikomą), ceny oczywiście będą zawyżone – przecież każdy wie, że kupiec to bezwstydny skąpiec i trzeba się trochę potargować, żeby sprowadzić cenę do przyzwoitego poziomu.

Wojska kasztelani lubuskiej
Lubusz jest grodem o znaczeniu ryglowym. Wojska stacjonujące w nim mogą kontrolować obszar od Cedyni na północy do Krosna na południu. Bród, pod Lubuszem jest jedynym w okolicy, ewentualne wojska muszą najpierw zdobyć Lubusz, żeby swobodnie przejść na drugą stronę Odry, albo przeprawiać się na tratwach. Dopiero po pokonaniu tego brodu jest otwarta droga na Międzyrzecz. Dalej jest już węższa niż Odra rzeka Warta, nad którą leży Poznań i niedalekie Gniezno. Lubusz po prostu musi mieć silną załogę, żeby spowolnić wojska cesarskie podczas marszu i powstrzymać je na swoich umocnieniach.
W grodzie, jak już wspominałem, stoi pięciuset książęcych wojów. Nominalnym dowódcą jest kasztelan lubuski Sędziwoj. Stałą załogę kasztelu stanowi setka tarczowników dowodzonych przez Ziemowita ‘Nieustraszonego’. Każdy z tych wojów posługuje się toporem i oszczepem, czasem jeszcze zdobycznym mieczem. Ochronę zapewniają im kolczugi, hełmy, naprawdę różnych kształtów (najczęściej są to szyszaki) i oczywiście – tarcze. Część tarczowników pełni służbę patrolową na drogach w pobliżu Lubusza i, oględnie mówiąc, zapewniają spokój w samym grodzie. Jednak w większości jest to wojsko, które z Lubusza nie wychodzi – jedynie podczas łupieskich wypraw marchijskich baronów. Wtedy, w ewentualnej bitwie, stanowią pierwszą linię natarcia lub obrony.
Prócz tarczowników, kasztelan ma jeszcze dwie setki łuczników lub, jak nazywają ich mieszkańcy i inni wojowie, leśników. Nie używają oni tarcz, bardzo rzadko hełmów, a jedyny pancerz to zazwyczaj skórzany kaftan, albo nawet sama przeszywanica, bardzo rzadko lekka plecionka kolcza. Posługują się oni łukami, najczęściej równikowymi, choć zdarzają się też łuki refleksyjne, a do walki wręcz mieczami lub włóczniami. Zgodnie z przydomkiem służbę pełnią zazwyczaj w lesie – przeczesują bory, polują na zbójów. Podczas ataków cesarskich mają za zadanie utrudniać im marsz. Wyrżnąć tabor, poszarpać straż tylną i przednią, ranić konie... robią wszystko, żeby obrzydzić życie maszerującym cesarskim. Dlatego też każdy z leśników zna okoliczne lasy jak własną sakiewkę; wie, gdzie najlepiej urządzić zasadzkę, wybierze znakomite miejsce na obozowisko, potrafi wskazać mieczem miejsce gdzie zatrzymają się cesarscy, żeby rozbić się na noc. Leśnik umie podejść wartownika i samemu wybrać sobie znakomite miejsce na wartę, jest zawołanym łucznikiem i poradzi sobie w walce wręcz z niczego nie spodziewającym się przeciwnikiem.
Leśnicy przez większość czasu doskonalą swe rzemiosło, odbywają długie patrole po okolicznych lasach, przyzwyczajają się do zdobywania pożywienia sami sobie. W razie oblężenia nie będą siedzieć wewnątrz Lubusza – będą działać i szarpać cesarskich na zewnątrz. Nie posiadają jednego dowódcy ponieważ muszą działać elastycznie i szybko. Teoretycznie podlegają kasztelanowi, ale i tak podczas wojny drużynnicy przeważnie działają na własną rękę. Drużynnik to oczywiście dowódca drużyny, za to drużyna może równie dobrze składać się z kilku jak kilkunastu leśników. Nie ma żadnej odgórnie narzuconej zasady organizacyjnej.
Do tych trzech setek piechoty dochodzi jeszcze około stu pięćdziesięciu jeźdźców. W lubuskiej jeździe wyróżnia się dwie formacje: konnych łuczników i tak zwanych ‘pancernych’. Łucznicy konni zazwyczaj pełnią służbę patrolową na drogach po obu stronach Odry, z tym, że w odróżnieniu od tarczowników, którzy pilnują dróg w bezpośredniej bliskości Lubusza, oni potrafią zapuścić się nawet na ziemie sąsiednich kasztelani. Podczas regularnych działań zbrojnych pełnią funkcję podobną do leśników – utrudniają życie wrogiej armii, ale poza tym są także zwiadowcami. Cesarscy wolą trzymać się łatwiejszego dla jazdy terenu, więc ci jeźdźcy mogą łatwo śledzić przemarsze przeciwników. Stanowią dwie trzecie jazdy lubuskiej. W regularnej bitwie (Słowianie rzadko wydają otwarte bitwy, a jeśli nawet to sami starają się narzucić teren) wspomagają pancernych i ostrzeliwują się z łuków; ich taktyka wzorowana jest na sposobie walki z dalekich wschodnich stepów – okrążanie nieprzyjaciela, ostrzeliwanie się z łuków, unikanie otwartego starcia.
Pancerni za to zostali stworzeni z myślą o uderzeniu. Słowianie już dawno zdążyli się przekonać jaką siłę potrafi mieć rozpędzony zakuty w zbroję rycerz chrześcijański; a już cała chorągiew? Pancerni oczywiście nie przywdziewają pełnych zbroi płytowych (bo i bardzo trudno jest na ziemiach słowiańskich chociaż jedną taką skompletować, już o cenie nie wspominając), ale kolczugi, szyszaki i misiurki, a czasem nawet kolcze nogawice ubierają jak najbardziej. To formacja właściwie tylko do bitwy. O ile łucznicy konni noszą co najwyżej lekkie kolczugi, a walczą łukiem i mieczem, to pancerni są bardzo dobrze chronieni. Pancerni są po to by znosić mniejsze wyprawy granicznych baronów – jeżdżą konno więc szybko się przemieszczają, siłą uderzenia ustępują konnym rycerzom, ale stosunkowo niewiele, a rycerzy rzadko kiedy jeździ po pięćdziesiąt. Podczas takiej zwykłej łupieskiej wyprawy cesarscy wysyłają nie więcej niż setkę ludzi, wśród których jest ledwo kilku mogących sobie pozwolić na zbroję płytową i konia. 150 jeźdźców (100 konnych łuczników i 50 pancernych) w walnej bitwie jest w stanie roznieść taki rajd na strzępy.
Łucznicy starają się okrążyć przeciwników i ostrzeliwują ich z łuków, a na zmiękczonego przeciwnika wjeżdżają pancerni, łucznicy mogą wtedy dołączyć się do ataku szarżując ze skrzydeł lub na tyły. Cesarscy wiedzą doskonale, że w bezpośredniej bitwie mały rajd nie wytrzyma odpowiedzi Lubusza, więc albo wysyłają większe siły (rzadko) albo starają się bardzo szybko wracać do domu (łupiąc po drodze).
Pancerni nie używają ciężkich drzewcy, ale zwykłych włóczni. Po szarży walczą toporami, mieczami lub maczugami, no i także używają tarcz. Mściwój – syn kasztelana lubuskiego – nominalnie dowodzi całością jazdy lubuskiej, ale dotąd nie miał okazji ‘przejechać się’ po jakimś większym zgrupowaniu cesarskich. Ma zaledwie 18 lat i jest to typ człowieka określany zwykle jako ‘gorąca głowa’. Na szczęście kilku jego podwładnych drużynników (starszych od niego) potrafi przemówić mu do rozsądku.
Ostatnią siłą jaka została do wyliczenia na tych stronicach jest drużyna wspomnianego wyżej Skella Skellsona. Dowódca, jak nietrudno się domyślić, jest Normanem. Podległa mu drużyna składa się prawie wyłącznie z ludzi nie wywodzących się od Lecha – znajdziesz tu Czechów, Węgrów, Rusinów, Prusów, Normanów, a nawet kilku Niemców. Licząca pięćdziesiąt głów drużyna wygląda jak przypadkowa zbieranina – każdy chyba posługuje się inną bronią (od mieczy i toporów po halabardy i gizarmy; nawet ciężkie kusze się trafią) i ubrany jest w inny pancerz. Jednak to tylko pozory – wojowie Ci są silni, odważni i znakomicie do wojaczki przysposobieni. Nie raz już pokazali, że potrafią sami znieść wraży podjazd.

Należy zaznaczyć, że Lubusz to miejsce wyjątkowe w skali świata słowiańskiego. Jako gród graniczny, łączy w sobie wiele cech słowiańskich i chrześcijańskich, często słychać tu język niemiecki, mieszkańcy mogą wiele o samych Niemcach powiedzieć. Mało tego – trzeba pamiętać, że dla kupca nie istnieją granice. Chrześcijański kupiec nie raz i nie dwa przywoził do Lubusza najnowocześniejsze wyroby rzemieślnicze jakie udało mu się zdobyć. Zdarza się, że w Lubuszu można dostać świetne zachodnie kusze, miecze, napierśniki...
Są to kwestie gospodarcze bezpośrednio wynikające z sąsiadowania marchii. Jest też druga strona medalu – historia tego grodu. Jako gród graniczny przeżywał najazdy, powstrzymywał wojska cesarskie lub lechickie, był szturmowany i zdobywany. Bardzo niewielu jest starszych mieszkańców – takich, którzy mogliby pamiętać ostatni wielki atak chrześcijan. Każda wojna będzie się wiązać z wielką ofiarą Lubusza; podczas gdy część mieszkańców ucieknie, pozostali zasilą lubuski garnizon i będą bronić swego grodu do upadłego. Tak było już nie raz – po prawie stu pięćdziesięciu latach wojny można się przyzwyczaić do nie ustępującego napięcia oczekiwania. Lubusz tak naprawdę czeka i waruje. Każda wiosna może przynieść wojnę; znowu zginą ojcowie, bracia, mężowie; znowu zginą, zostaną zgwałcone matki, siostry, żony...Lubusz czeka i pierwszy stawi czoło chrześcijańskiej krucjacie. Jeśli nie w tym roku to w następnym, albo jeszcze następnym, i jeszcze, i jeszcze... W końcu chrześcijanie nadejdą – to jedynie kwestia czasu.
Ile Lubusz jeszcze wytrzyma? Do końca wojny? Znaczy, przez wieczność, bo chyba tyle ta wojna będzie trwać. Nie wytrzyma, to jasne. W końcu gród zostanie po długim oblężeniu zdobyty i w zemście za poległych – spalony. A zgliszcza spalone zostaną raz jeszcze, żeby już nic nie zostało. Mieszkańcy zostaną wyrżnięci, a ocalali z masakry nie wrócą – ze strachu przed krwawymi wspomnieniami. Obojętne czy to będzie już przyszłej wiosny, następnej dopiero, czy może za lat dziesięć, dwadzieścia. To obojętne. Dzisiaj mieszkańcy żyją, modlą się, składają ofiary, handlują, świętują. Koniec nie nadejdzie dzisiaj – nie należy się martwić widmem dalekiej (oby) przyszłości.


GSP_Dibbler.

komentarz[12] |

Komentarze do "Lubusz"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl


          Sonda
   Czy grałeś w Arkonę? / Jak często grasz w Arkonę?
Nigdy nie grałem i nie zamierzam
Nie grałem, ale chciałbym zagrać
Kiedyś grałem, więcej nie chcę
Kiedyś grałem, ale chcę jeszcze
Gram nieregularnie (b. rzadko)
Gram 1 na tydzień
Gram 1 na 2 tygodnie
Gram 1 na miesiąc
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

          Top 10

          ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.023505 sek. pg: